Wpis ten powstał pod wpływem inspiracji po przeczytaniu książki Agnieszki Maciąg „Miłość. Ścieżki do wolności”
Wszystkie książki i sama Agnieszka, to jak postrzega życie, w jaki sposób szuka siebie i to jak pięknie i szczerze dzieli się tym z innymi …jest dla mnie niezwykle inspirujące i budujące. Niesamowite jest to, że czytając książki Agnieszki dowiaduję się o czymś co jest już we mnie, tylko dotąd nienazwane…
Wolności, o której tak pięknie pisze Agnieszka w swej książce, szukałam zawsze, odkąd pamiętam. Już w przedszkolu rządziłam się swoimi prawami, choć może nie było to zauważalne, ale swój świat zawsze miałam…taka marzycielka twardo stąpająca po ziemi…:) Jest mi bardzo ciężko żyć w konkretnych schematach, zasadach i wytycznych, choć z jednej strony jestem poukładana, obowiązkowa i bardzo pracowita, to z drugiej ciągnie mnie do świata nienazwanego, niezbadanego bez konkretnych ram i zasad. Chyba dlatego z typowej księgowej „stałam się” specjalistką/pasjonatką od wnętrz w szerokim tego słowa znaczeniu. Zapraszam, więcej na temat mojej pracy można zobaczyć TUTAJ. Kiedyś powiedziałam sobie, że zawsze i za wszelką cenę będę walczyć o wolność własną, o życie według siebie, na swoich warunkach. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z egoizmem, zarozumiałością, czy brakiem zainteresowania innymi. Raczej zupełnie odwrotnie, od zawsze intuicyjnie rozumiałam, że życie według swoich wewnętrznych potrzeb, zgodnie z głosem serca sprawi, że właśnie będę bardziej otwarta na innych…będę bardziej czuła i wrażliwa. Wrażliwość, brak zgody na pewne panujące w dzisiejszych czasach zasady , na ogromne tempo życia , na zbyt wielki chaos panujący wokół to główne zapalne w moim działaniu, swego czasu mocno mnie one pogubiły, wręcz w czeluście ciemnej głębi zaprowadziły. Przez wiele lat nie byłam do końca sobą, ciągle ktoś i coś było ważniejsze, trzeba było się dostosować. Na szczęście zawsze wokół miałam mądre osoby, które podglądane przeze mnie jak żyją, jak dają sobie radę, stawali się moimi nauczycielami, przewodnikami, o czym wiem dopiero dziś. Ta walka o wolność własną jest cholernie (przepraszam za określenie) trudna , czasami już nie mam siły, z chęcią poddałabym się tłumowi, który przecież tak wiele robi dla innych…a jednak nie…,mój głoś intuicji, którego już zdecydowanie nauczyłam się słuchać, nie pozwala mi iść z tłumem, nie pozwala mi się poddać. Czasami zastanawiam skąd ja mam tyle siły i odwagi aby być sobą, aby iść tak pod prąd, skąd ja mam tyle odwagi i desperacji aby podejmować tak trudne czasami dla mnie decyzje, aby ciągle przełamywać swoje opory, wewnętrzne bunty, aby ego nie miało siły , aby to serce wiodło prym i miało największe znaczenie…nikt mi nie powiedział, że to będzie takie trudne, a ścieżek które prowadzą do tej właściwej będzie tak wiele, narzędzi do skorzystania, aby znaleźć światło życia niezliczona ilość i szeroki wachlarz możliwości. Która droga jest prawdziwa? która słuszna? i która dobra? …nikt mi nie powiedział, sama musiałam spróbować i dziś wiem, że to metoda, polegająca na samodzielnym doświadczaniu, szukaniu i jest ona jedyna…, najlepsza i najważniejsza, bo buduje kroczek po kroczku, najpierw fundament mocny i trwały, potem cegiełka po cegiełce, aż do celu. I choć tych cegiełek przede mną do postawienia jeszcze na prawdę sporo, to wiem, że dam radę, nawet jak runie to co zbudowałam to i tak odbuduję, dziś wiem, że jestem silna, na ten moment oczywiście, na pewno jeszcze nie raz upadnę, nie raz wstanę i poznam siebie dogłębnie i prawdziwie. Wolność upragnioną już czuję, już doświadczam jej mocy i niemalże chwały, są to czasami tylko małe chwile, ale znacznie silniejsze niż można było je sobie wyobrazić. Ta wolność nie ma nic wspólnego z tym co się dzieje w kraju i na świecie całym, ta wolność jest dużo głębsza i bardziej prawdziwa, jest we mnie, jest w moim sercu i to ona daje mi siłę, aby nie poddawać się, aby ciągle iść do przodu, często mimo wszystko … Czego ta droga mnie nauczyła? a może raczej czego cały czas uczy?
Pokory…to coś czego uczę się nieustannie, coś co dziś jest dla mnie fundamentem i właśnie siłą, uczy mnie uznania własnej ograniczoności, uczy, że nie zawsze mam rację, nie muszę wszystkiego wiedzieć…, jednym słowem uczę się pokory do życia, do ludzi i do wydarzeń dnia codziennego…
Ufności...i wiary w Siłę Wyższą, Boga Najwyższego, Przeznaczenie…jak zwał tak zwał, ale ufać i wierzyć moim zdaniem trzeba, bo bez tego lęk się gości w naszych sercach przeraźliwy, lęk, który paraliżuje i odbiera siły. Doszłam dziś do punktu/ miejsca w którym WIEM….tak po prostu, że nic nie jest bez przyczyny, wszystko ma swój cel i sens, a my możemy tylko chcieć wyciągnąć z tego lekcje, a planowanie…no cóż jest ważne, ale tak, aby Bóg nie roześmiał się z naszych planów, bo ma wobec nas zdecydowanie swoje:)
TOLERANCJI… jednym słowem, ja naprawę świata zaczynam od siebie!!!…nie oceniam innych ( staram się przynajmniej)…tak ciężko jest zmienić siebie, co dopiero innych?…tak często skupiamy się na „naprawie” swego zewnętrznego wyglądu, że nie mamy już czasu i siły na naprawę swego wnętrza…zdecydowanie nad tym pracuję:) Uważam, że każdy z nas jest wyjątkowy sam w sobie bez całej „zewnętrznej” otoczki, tylko nie każdy może, chce lub umie tę wyjątkowość w sobie znaleźć:)
Wreszcie …Miłości, która z serca płynie. Ona jest prawdą jedyną i uzdrowieniem wszystkiego…relacji, życia całego. Mówi się…zakochać się łatwo, i owszem, ale pokochać szczerze i prawdziwie siebie…oto jest zadanie, wcale nie takie łatwe. A właśnie od miłości i szacunku do siebie, do swojego ciała, do sowich wszystkich „za i przeciw”, jak się okazuje wcale łatwe nie jest i brakuje tego wielu…żeby tak w szkołach i domach od najmłodszych lat uczyli jak pokochać siebie, a nie jak spełniać wymogi i potrzeby „świata całego”…byłby on zdecydowanie lepszy ( świat oczywiście), piękniejszy , bez przemocy, żądzy władzy i chęci posiadania. W szkołach, często i w domach liczy się wynik, osiągnięcia, prestiż, bycie na najwyższym poziomie, potem „dobre szkoły”, świetne prace, …wszystko ponad własną siłę…i przychodzi czas, że okazuje się, że mimo posiadania wielu bogactw … materialnych i rzeczowych ubodzy jesteśmy, słabi, pogubieni, w zewnętrzny świat i własne ego wpatrzeni. Nie jest już wtedy łatwo zawrócić, nic z tego co było zmienić się tak łatwo nie da…ale jest zawsze szansa zacząć od nowa. I jest to najtrudniejsza decyzja życia, zgoła trudniejsza od tych wszystkich związanych z życiem świata zewnętrznego, ale jest to decyzja jedyna, słuszna i prawdziwa. Tylko droga do własnego serca jest drogą właściwą, drogą która uzdrawia nie tylko nas samych, ale całą resztę wokół, tych którzy są blisko i daleko, powoli i świat cały. Niech takich osób będzie jak najwięcej, które nie idą z tłumem, które nie robią „tak jak przystoi i trzeba”, niech kroczą drogą serca bo tam jest prawda jedyna, tam jest wyzwolenie z sideł żądzy i ego … może to co piszę jest dla kogoś dziwne, może zagmatwane, może dla niektórych głupie…tak po prostu . Niech będzie, przecież to droga indywidualna, każdego z nas jedyna , moim zdaniem słuszna i prawdziwa 🙂 Każdy ma prawo wyboru i żyje tak jak chce…może w to trudno uwierzyć, ale życie nam daje to co tworzy nasz umysł. To co tam mamy to przejawia się w naszym życiu…tak więc decyzje podejmujemy sami. Ja już ją podjęłam, całym sercem pragnę wewnętrznego spokoju …i coraz więcej go w sobie mam, a to co na zewnątrz nie ma już dla mnie większego znaczenia:)
A z jakich narzędzi korzystałam i nadal korzystam, aby być tu gdzie jestem?…każdego dnia bez wyjątku
WCZESNE WSTAWANIE …godz 5:00-5:30 ( jedynie na „wspólnych wyjazdach rodzinnych lub towarzyskich ” sobie odpuszczam)
MODLITWA
MEDYTACJA
CZYTANIE,PISANIE
JOGA
KONTAKT Z NATURĄ
OTACZANIE SIĘ POZYTYWNYMI OSOBAMI
SZUKANIE INSPIRACJI…WSZĘDZIE GDZIE TO TYLKO JEST MOŻLIWE
PRZEŁAMYWANIE SIEBIE, SWOICH OGRANICZEŃ
KAŻDEGO ROKU NOWE WYZWANIE…NAUKA CZEGOŚ NOWEGO
UWAŻNE SŁUCHANIE BEZ OCENY
….wiem, że tych narzędzi będzie przybywało, wiem, że życie mnie jeszcze nie raz zaskoczy, wiem, że może być moment, że to co teraz napisałam może być kiedyś tylko wspomnieniem…,ale wiem też, że warto nie wracać do tego co było, nie skupiać się na tym co będzie, tylko ŻYĆ TU I TERAZ…i to jest właśnie teraz dla mnie najważniejsze:)
Dziękuję Agnieszce za jej książki i obecność, choć nie znam Jej osobiście i być może nigdy nie poznam, to zdecydowanie to co Ona nam przekazuje jest bardzo bliskie mojemu sercu. A kolejną książkę Jej „Miłość. Ścieżki do wolności „ ( mam nadzieję, że nie ostatnią) szczerze polecam wszystkim którzy poszukują siebie, którzy poszukują wolności w sercu…, ja odkładam ją na półkę do której zaglądam i wracam tak często jak tylko tego potrzebuję:)
Tak jak gdzieś kiedyś napisałam… są książki, które nie czytam tylko celebruję i wszystkie książki Agnieszki Maciąg właśnie do nich należą:)… a ta dodatkowo była dla mnie ogromną inspiracją do napisania tekstu tego…kolejnego przełamania siebie:)
Dobrego dnia, przeżytego po swojemu w poczuciu wolności takiej jak potrzebujesz:)